Zanim tu przyjechałam opowieści mojego chłopaka (obecnie męża) o życiu w Norwegii wydawały mi się mocno przesadzone. Momentami brzmiały jak bajka i byłam niemal pewna, że takiego kraju po prostu nie ma. Od sześciu lat przekonuję się, że jednak wszystko się zgadza. A czasem odkrywam kolejne pozytywy.
Co takiego przyciąga emigrantów?
Po pierwsze – kasa, kasa, kasa
Wiadomo – wysokie zarobki to magnes. Nie po to człowiek zostawia bliskich, przyjaciół i znane kąty, żeby żyć w biedzie. Spora część imigrantów przyznaje to wprost. Zwłaszcza, gdy przeliczać pensje na złotówki, zarabia się tu całkiem dobrze. Ale trzeba pamiętać, że również ceny są trzy-czterokrotnie wyższe, niż w Polsce. Jednak gdy w rodzinie pracuje dwóch dorosłych zarabiając przeciętnie, można żyć zupełnie spokojnie, jechać bez problemu na wakacje i jeszcze odłożyć co nieco. Gdy pracuje tylko jedna osoba zarabiając przeciętnie i ma na utrzymaniu rodzinę, powiedzmy z dwójką dzieci, sytuacja nadal jest bezpieczna, ale już nie tak komfortowa.
Po drugie – łatwo o pracę
No tak, tak było. Obecnie sytuacja na rynku pracy w Norwegii pogorszyła się. Ogólnoświatowy kryzys z 2008 roku wpłynął również na norweską gospodarkę, co dało się odczuć na norweskim rynku pracy. Teraz spadające ceny ropy wpływają na niego negatywnie. Więcej osób traci pracę, w pierwszej kolejności to pracownicy o najkrótszym stażu. Ze znaleziemeniem pracy mają problem również sami Norwedzy. Dawniej mówiono, że praca leży na ulicy. Teraz przy jej poszukiwaniu trzeba więcej się wysilić. Zmieniły się wymagania pracodawców. By znaleźć pracę zwykle nie wystarczy, jak dawniej, mówić po angielsku. Obecnie większość firm wymaga znajomości języka norweskiego. Jednak dane dotyczące stopy bezrobiocia wciąż brzmią zachęcająco (w 2008 roku – 2,6%, w 2013 roku – ok. 3,5%, obecnie poniżej 4%). Więc jeśli ktoś na poważnie myśli o emigracji do Norwegii,mądrze zrobi, jeśli pochyli się nad norweskim. Zainwestowany w naukę czas powinien przynieść zyski.
Po trzecie -wsparcie państwa
Państwo norweskie dba o swoich mieszkańców (nie tylko obywateli). Celem polityki opiekuńczej jest m.in. to, by nikt nie odczuwał biedy. I rzeczywiście nie łatwo odnaleźć osoby, które żyłyby w ubóstwie. Państwo pomaga osobom wychowującym dzieci (bez względu na dochody), chorym, uzależnionym, uchodźcom politycznym (z pewnością nie wymieniłam wszystkich grup). Ale jeszcze raz podkreślę – trzeba tu mieszkać na stałe, lub pracować przez jakiś czas w Norwegii. Gdy ktoś przyjeżdża w ciemno szukać pracy i jej nie znajduje musi się liczyć z tym, że oszczędności przywiezione z Polski szybko topnieją, a państwo norweskie w żaden sposób nie jest zobowiązane do niesienia pomocy takim osobom.
Po czwarte – minimalizacja stresu
Tu naprawdę żyje się spokojniej. Oczywiście ci, którzy lubią kłopoty, znajdą je i tutaj. Zmiana kraju zamieszkania niewiele pomoże. Ale jeśli ktoś ceni sobie spokój, myślę, że tu może go z łatwością odnaleźć. Po pierwsze – poprzez stabilną sytuację finansową, po drugie, poprzez życzliwy człowiekowi system pozbawiony biurokracji, znanej z Polski, po trzecie poprzez sposób bycia Norwegów, którzy w większości nie okazują zdenerwowania (przynajmniej niezbyt szybko). Sprawy załatwia się raczej na spokojnie i z uśmiechem, a nie krzykiem i nerwami (to moje osobiste doświadczenia, choć oczywiście mogą być różne).
Po piąte – natura
Dla miłośników zielonych przestrzeni Norwegia wydaje się być miejscem idealnym. Porośnięta jest lasami, tam gdzie nie przykrywają jej skały czy jeziora oraz nie tak liczne w sumie miasta. Kraina wikingów daje odetchnąć. W kranach płynie czysta i smaczna woda. Życie blisko natury jest promowane od przedszkola. To również raj dla lubiących aktywny, sportowy tryb życia. Roczne karnety na dobrze wyposażone siłownie kosztują stosunkowo niewiele, tras rowerowych jest mnóstwo i nawet na leśnych ścieżynach można odnaleźć wyznaczone szlaki.
Polaków według oficjalnych danych jest w Norwegii już około 100 tysięcy – na 5 milionów mieszkańców. Stanowimy największą grupę imigrantów (na drugim miejscu są Szwedzi – ok. 37 tysięcy).
p.s. Rysę na tym idyllicznym obrazku stanowi w oczach niektórych polskich rodzin (i nie tylko polskich) Barnevernet – urząd zajmujący się sprawami dzieci. Czy słusznie? Zdania są podzielone. Niewątpliwie jednak zdarzają się błędne decyzje pracowników urzędu, skutkujące odebraniem dziecka. Więcej na ten temat: http://trzyimy.pl/ciemna-strona-norwegii/
Może cię też zainteresować:
Przekleństwo-błogosławieństwo. O byciu emigrantem
oraz inne wpisy w zakładce Emigracja
Comments 4
But it’s always being abroad not at home. Speaking about Norwegian people you’re right. My professional experience with Norwegian businness partners is really good.
Author
Nie mam doświadczeń biznesowych, ale przez tą uprzejmość i uśmiech Norwegów odnoszę wrażenie, że nie są zbyt asertywni. Bardzo się mylę?
Informacje o Norwegii, często pomijane przez inne portale, znajdzie się na http://www.scanpress.net. Polecam! :-).
Vandrerowi wydaje się że są mocno asertywni bo znają swoje prawa i je egzekwują jako pracownicy. Ale to kwestia rozumienia tego słowa.