podróżne „zabawki”
Mniej znaczy lepiej. Przekonaliśmy się o tym pakując pięcioosobową rodzinę do jednego plecaka (przesadziłam, tylko nasze rzeczy; wszyscy byśmy tam nie weszli). I oprócz tego, że niczego nam nie brakowało, odczułam pewną satysfakcję, widząc podobną rodzinę na lotnisku, z dwójką małych dzieci, czterema walizami i wózkiem.
zasada „mniej znaczy lepiej” nie dotyczy dzieci 😉
Czy i wam się zdarzyło, że jadąc na wakacje używacie kilku rzeczy, a cała reszta przerzucana jest z jednej strony walizki na drugą? Bo mi tak. Nie ma problemu, jeśli jedzie się gdzieś autem. Tylko, że my lubimy plecakowe wycieczki i wtedy zamiast stu koni mechanicznych jest jeden… Kuba (sorry mężu). Ja zwykle noszę maluchy.
Gdy jechaliśmy w ciepłym kierunku było nam łatwo odchudzić bagaż. Kuba i ja (zwłaszcza Kuba) nie ma problemu, by poradzić sobie używając i piorąc na zmianę dwa podkoszulki. Zasadę tę rozszerzyliśmy w przypadku dzieci, bo ich cztery bluzki zajmują mniej miejsca niż nasze dwie. A Kaja, jak mała księżniczka, miała pół tuzina sukienek (które po złożeniu i tak zmieściłyby się w tylnej kieszeni spodni).
Zabraliśmy podstawowe kosmetyki, w naszym rozumieniu to mydło, szampon i pasta do zębów oraz kremy do opalania i obowiązkowo Sudokrem i pielęgnacyjny dla dzieci. Mieliśmy dwie duże moskitiery, których nigdy nie użyliśmy i podstawowe leki. Z butelki do mleka Samuel pił też wodę. Choć dużo bardziej smakowała mu podawana z zakrętki butelki z wodą mineralną. A że się oblał to przy okazji chłodził się od zewnątrz. Mieliśmy też plastikową miseczkę z zatyczką (do podawania kaszki i przechowywania jedzenia) i łyżeczki.
Myślę, że to rodzicom wydaje się, że dziecko nie obejdzie się bez tego, czy innego gadżetu w podróży. A dla niego, jak wszędzie tak i na wycieczce, ważne jest, żeby nie było zimno i by nie było głodne. Całą resztę „niezbędnych rzeczy”, które służą do zabezpieczania bardziej wyrafinowanych potrzeb, zostawiliśmy w domu.
Używaliśmy jeszcze plecaka podręcznego (na aparat, mapy itp) który mieliśmy zawsze ze sobą. I worek, który początkowo miał służyć na kanapki w czasie lotu. A później już tylko puchł i puchł (muszelki, butelki, kurczaczki, lizaczki… i piasek).
Do plecaka trafiła jeszcze jedna książka, po małym woreczku zabawek dzieci (oprócz Samuela, on i tak najchętniej bawi się kablami). Kredki i kolorowanki.
Chyba jestem starodawna, bo nie cieszą mnie te wszystkie nowości w świecie zabawek. Człowiek potknie się o jakąś i ta już gra, śpiewa, dzwoni i nie wiadomo gdzie wyłączyć. A dziecko uczy się, że wystarczy wcisnąć. A nie uczy się, że można wymyślić.
Dlatego czas, kiedy wyjeżdżamy, spacerujemy, to dla nas świetna okazja by poluzować cugle wyobraźni. Uwielbiam, gdy dzieciaki potrafią z patyka zrobić samochód, z liścia obiad, a z butelki lunetę. Wtedy jestem zachwycona i gotowa, by uczyć się od nich pomysłowości. Bo dzieciństwo to wymyślanie, tak przynajmniej dawniej było i tak właśnie chciałabym wychowywać nasze dzieci. By potrafiły robić coś z niczego, dobrze się przy tym bawiąc.
specjalizacja: konstruktor bezklockowy
TIP
W przypadku wożenia rzeczy pięciu osób w jednym plecaku, sprawdził się pomysł woreczkowy® – rzeczy każdego z nas były w materiałowej torebce (jedna z butów, inna jak szkolny worek itp) każda w innym kolorze, dzięki temu nie zwariowałam szykując dzieciom ubrania.
Comments 4
Tak tak to wszystko prawda, byliśmy na kilku wspólnych wyprawach i muszę przyznać ze zazdroszczę Kasi tej zdolności pakowania całej rodziny w jeden plecak:))))
Author
No umiem sobie radzić. Wszystko ,czego mi brakowało pożyczałam od Ciebie 😛
Genialne, Kasiu! Muszę też tak się nauczyć!
Author
Wystarczy być zapominalskim. Byleby zapomnieć właściwe rzeczy.